Na co komu ponton?

Odwiedzając niedawno rodziców, dorwałem prenumerowany od wielu lat przez mojego tatę magazyn Seahorse. We wrześniowym numerze znalazło się sporo komentarzy w związku z tematem poruszonym wcześniej na łamach tego magazynu,  a mianowicie problemem zwiększającej się liczby pontonów trenerskich na akwenach regat. Nie dotarłem do oryginalnego artykułu, który wywołał – jak się okazało – niezłą burzę, ale dzięki temu mogłem sam zastanowić się nad tą kwestią i wypracować własne stanowisko. A więc, czy rzeczywiście potrzebujemy tyle pontonów i łodzi trenerskich kręcących się w pobliżu regat?

Obecnie jest tak, że od najmłodszych lat jesteśmy przyzwyczajeni do pierwszorzędnego serwisu na wodzie. Już gdy pływamy na optimiście, pływa za nami trener – poda prowiant, udzieli niezbędnych wskazówek, zaholuje i odholuje z trasy regat. Przeglądając jakiś czas temu bloga młodszego kolegi na sailsach, zobaczyłem wymowne zdjęcie bodajże 3 optymiściarzy z wielkimi kubłami na prowiant i zapasowe rzeczy. Przecież ktoś to musiał zawieźć na akwen i potem wydać zainteresowanym. Podobnie jest w wyższych kategoriach wiekowych – w klasach olimpijskich. Niektórzy nazwą to „profesjonalnym” podejściem do sportu – bo przecież dzięki temu jak najmniej energii i skupienia zużywamy na rzeczy niezwiązane z wyścigami. Dla mnie jest to absurdalne! Wydajemy mnóstwo pieniędzy na paliwo tylko po to, żeby ktoś nam podał wodę, jak chce się pić? Żeby wziął na hol po wyścigach? Kilka lat temu na PŚ w Hyeres byłem świadkiem sytuacji, w której zawodnik podpłynął do ekipy na pontonie i poprosił, aby Ci obrali mu pomarańczę, bo akurat miał taką ochotę! Może niedługo na pontonach pojawią się masażystki wykonujące dodatkowo manicure i pedicure („Manicure i pedicure” to swoją drogą popularne od czasu sławetnej pomarańczy określenie na dodatkowe usługi świadczone przez ponton). Historia z nie tak odległej przeszłości: trening w Gdyni,  jakieś 300m do główek portu, i co, holowanko jednej łodzi. I wcale nie jestem zazdrosny, że to nie byłem ja:) Mi pomysł z holowaniem nie przyszedłby w ogóle do głowy.

Co do argumentów zaprezentowanych w Seahorse. Był lament ekologiczny. Szczerze mówiąc w ogóle to do mnie nie trafia. Jasne, argument związany ze skutkami spalania paliw płynnych jest teraz modny, ale do mnie przemawia głównie ekonomiczna konsekwencja śmigania pontonem – czy nie żal nam po prostu kasy?  Andrew Hurst z Seahorse zwraca uwagę, że na MŚ w Perth w listopadzie przygotowano 300 łodzi do obsługi 850 żeglarzy. Wyobraźcie sobie jakie są koszty transportu, organizacji i wreszcie używania takiej ilości łodzi. Jednym z argumentów podniesionym przeciwko ograniczeniu liczby łodzi towarzyszących jest bezpieczeństwo. W tej kwestii w 100% zgadzam się z opinią Andrew Hursta – bezpieczeństwo na akwenach regat nie może zależeć od ilości łodzi nieoficjalnych. To do obowiązków organizatora regat, który pobiera przecież wpisowe, należy zapewnienie odpowiedniej i wystarczającej liczby łodzi gwarantujących bezpieczne przeprowadzenie imprezy. Nie może być tak, że organizator jest wyręczany przez obstawę trenerską.

Może ograniczenie użycia dodatkowych łodzi zmusi i organizatorów regat i race officerów do głębszej refleksji nad tym, czy aby na pewno robienie wyścigów na trasach bardzo oddalonych od portów jest rozsądnym posunięciem? Może wtedy ktoś zorientuje się, że konieczność holowania się 1,5h na wyścig (patrz ME Helsinki 2011) jest przesadą? Może w końcu ktoś wprowadzi limit czasu, jaki może być spędzony jednego dnia na wodzie, np. max 6h? Może wtedy pomysł rozgrywania 4 wyścigów pod rząd jednego dnia na MP we wrześniu wyda się zastanawiający? Może wtedy nie będzie nam wstyd, tak jak na wspomnianych MP, gdy ostatniego dnia wyścig przy bardzo słabym wietrze odbył się bardzo daleko „w morzu”, a zawodnicy z zagranicy – nasi goście, którym nie dane było mieć w pobliżu własnego obieracza pomarańczy – przypłynęli do portu godzinę po wszystkich, bo organizatorom regat zależało przede wszystkim na szybkim zwinięciu bojek z trasy?

PS. Laserowcy na pewno zapytają, jakim cudem mają sami ze sobą wozić butelkę z napojem. Otóż wyjaśniam, że waga zestawu laserowiec + łódka + woda 1,5l zwiększa masę zestawu o nieco ponad 1%  w porównaniu do masy bez wody. Nie wierzysz? Sprawdź. Skomentuj.

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*